sobota, 5 października 2013

Rozdział 5

   Około 4.00 razem z Charlie'm wracaliśmy do domu.
-Ty wiesz, że oczy Alex też się świecą?-Zagadnął w pewnej chwili brat. Zdziwiona przystanęłam i spojrzałam na niego.
-Skąd to wiesz?-Zapytałam.
-No bo tańczyliśmy ze sobą i jej oczy się zaczęły świecić, dokładnie tak jak twoje tylko na niebiesko.-Odpowiedział
-Czyli nie jestem jedyna.-Powiedziałam bardziej do siebie niż do niego.
   Wtedy usłyszeliśmy głosy i śmiechy od strony z której szliśmy. Oboje odwróciliśmy się i zobaczyliśmy 2 dobrze zbudowanych chłopaków. Już z daleka było widać że są pijani.
 -Chodź Lori idziemy.-Szepną mi do ucha Charlie i ruszyliśmy.
   Jednak po kilkunastu metrach owi kolesie dogonili nas.
-Haj lalunia.-Odezwał się jeden z nich.
-Niej jestem lalunia.-Warknęłam nie przestając iść.
-Ej patrz jaka niegrzeczna księżniczka.-Zaśmiał się drugi.
-Odwalcie się od mojej siostry.-Warknął Charlie.
-O patrz mamy i rycerza.-Powiedział czarnowłosy i zarzucił rękę na moje ramię.
-Mówiłem, żebyście się od niej odwalili.-Wykrzyknął Charlie stając.
-Źle robisz, że nam rozkazujesz.-Warkną drugi, blondyn i pluną Charlie'mu w twarz. Brązowooki zacisną pięści i wymierzył cios blondynowi. Chłopak zachwiał się. Czarnowołosy od razu mnie puścił i podbiegł do kolegi.
-Z nami się nie zadziera.-Powiedział do Charlie'go i dał mu w twarz. Charlie stracił na chwilę równowagę. Krzyknęłam przerażona.
-Zamknij się mała.-Warkną na mnie blondyn i również zadał cios Charlie'mu. Powstrzymałam kolejny pisk. Zaczęła się nierówna walka. Charlie zasłaniał się przed ciosami napastników, a ja patrzyłam na to bezsilnie.
   Charlie upadł. Wtedy poczułam, ze moje oczy zaczynają świecić, ale nie zwykłą, żarówkową zielenią tylko neonową zielenią. Także moje włosy zaczęły świecić neonową czerwienią.
-Jakaś nowość.-Pomyślałam. Oprawcy mojego brata jak i ona sam spojrzeli na mnie przerażeni. Dwójka kolesi krzyknęła i przez jakąś dziwną siłę, którą być może to ja dysponowałam zostali rzuceni na scianę najbliższego budynku.
-Wynocha.-Powiedziałam dziwnym, nieswoim głosem. Chłopaki podnieśli się i szybko uciekli.
    Kiedy straciłam ich z oczu moje tęczówki i włosy przestały świecić. Podbiegłam do zwijającego się z bólu Charlie'go.
-Nic ci nie złamali?-Zapytałam. Charlie pokręcił głową.
-Jak ty to zrobiłaś?-Zapytał.
-Nie mam pojęcia.-Odpowiedziałam pomagając mu wstać. Brązowooki jękną.
-Dasz radę iść czy zadzwonić po rodziców.-Zapytałam z troską.
-Dam radę, przecież to tylko kawałek.-Odpowiedział. Zażuciłam sobie jego rękę na ramię i zaczęłam go prowadzić w stronę domu.
   Po około 5 minutach weszliśmy do środka. Ku mojemu przerażeniu w hallu spotkaliśmy mame.
-Boże co mu się stało?!-Krzyknęła na pół przytomnego Charlie'go.
-Pobili go.-Odpowiedziałam spokojnie zaprowadzając brata do salonu i sadzając go na kanapie. Razem z mamą opatrzyłyśmy mu rany.
- Zaprowadzę go do pokoju.-Powiedziałam i pomogłam Charlie'mu wstać. Wzięłam go pod rękę, zaprowadziłam do jego pokoju im posadziłam na łóżku.
-Lori, dobrze się czujesz?-Zapytał. Zaskoczyło mnie to pytanie.
-Tak, przecież to ciebie pobili.-Odpowiedziałam smutno.
-Ale tak dziwnie wyglądałaś kiedy twoje oczy i włosy zaczęły tak mocno świecić, i jeszcze ten twój głos.
-Dobrze się czuję.-Zapewniłam. Charlie zdjął koszulkę ukazując kolejne siniaki.
-Bardzo cie boli?-Zapytałam.
-Nie.-Odpowiedział, położył się i zapatrzył w sufit.
-Dobranoc.-Powiedziałam cicho.
-Dobranoc.-Odpowiedział. Wyszłam i jego pokoju, wzięłam szybki prysznic i położyłam się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz