(Oczami Charlie'go)
-Horan! Horan! Horan!-Tylko to i więżące się z tym rzeczy wirowały w głowie mojej siostry.
-Możesz przestać, chociaż w święta?-Zapytałem w myślach. Lori obrzuciła mnie znudzonym spojrzeniem.
-Nie.-Odpowiedziała w końcu.
-Dlaczego ty mi utrudniasz życie?
-Bo Horan! A z resztą, kto ci każe zaglądać do moich myśli?!-Oburzyła się czerwonowłosa.
-Ale u mnie w głowie jest tak nudno.-Zaśmiałem się.
-Dzieci, moglibyście nie prowadzić rozmów pozawerbalnych?-Poprosiła mama.
-Skąd wiesz, że gadamy ze sobą w myślach?-Zapytał Jev.
-Bo jak ty i Emily lub Lori i Charlie rozmawiacie ze sobą to wasze oczy robią się takie mgliste.-Odpowiedział tata. Zamilkliśmy przyswajając nową informację.
Nagle w mojej kieszeni za wibrował telefon. Uśmiechnąłem się przepraszająco i odszedłem od stołu. Wyciągnąłem telefon i spojrzałem na wyświetlacz: Demi -głosił napis. Odebrałem.
-Cześć Demi.
-Charlie potrzebuję cię, proszę pomóż mi.-W słuchawce odezwał się płaczliwy głos dziewczyny.
-Co się stało?!-Zapytałem przestraszony.
-Moja matka...-Wtedy coś przerwało połączenie. Wbiegłem do jadalni.
-Muszę iść.-Powiedziałem.
-Gdzie ty chcesz iść, przecież są święta.-Oburzył się ojciec.
-Demi do mnie dzwoniła, ma kłopoty, prosiła o pomoc.-Lori spojrzała na mnie z przerażeniem.
-Dobra jedź.-Powiedział tata.-chcesz samochód?-Zapytał. Kiwnąłem twierdząco głową. Tata sięgnął do kieszeni i rzucił mi klucze.
-Dzięki.-Rzuciłem Ubrałem się jak najszybciej i wyszedłem z domu.
Wsiadłem do samochodu, przekręciłem kluczyki w stacyjce i ruszyłem. Kiedy stałem na nieszczęsnym czerwonym świetle spróbowałem jeszcze raz zadzwonić do Demi, lecz odpowiedzią była cisza. Zabębniłem palcami w kierownicę, a gdy wreszcie zapaliło się zielona jak nacisnąłem pedał gazu.
Po kilku niemiłosiernie ciągnących się minutach zaparkowałem pod domem Demi. Wysiadłem z samochodu i zapukałem do drzwi. Otworzyła mi zapłakana Demi.
-Dziękuję, że przyjechałeś.-Powiedziała wpuszczając mnie do środka.
-O co chodzi?-Zapytałem przejęty.
-Moja matka upiła się i to bardziej niż zwykle. Wróciła pół przytomna do domu. Teraz śpi, chyba, nie wiem co mam zrobić. Bała się więc zadzwoniłam do ciebie. Przepraszam, ze oderwałam cię od rodziny.-Dziewczyna wytarła oczy i tak już mokrą chusteczką.
Wtedy z pokoju obok dobiegł nas dźwięk tłuczonego szkła. Od razu wpadliśmy do środka.
Chuda kobieta stała z kawałkiem szkła w ręku a u jej stup walały się kawałki potłuczonej butelki. W tym momencie wstrząsną mną ogromny szok. Nie mogłem uwierzyć, że Demi- grzeczna, ułożona, roześmiana jet córką tej kobiety.
-Nie podchodźcie bo się zabije.-Głos pani Wood brzmiał histerycznie.
-Mamo nie rób tego.-Krzyknęła Demetria.
-Demi muszę, nie da się inaczej.-Powiedziała kobieta patrząc na córkę. Korzystając z chwili nieuwagi skoczyłam do pani Wood i wytrąciłem jej z dłoni szkło. Kobieta popatrzyła na mnie zdezorientowana.
-Kim ty jesteś?!-Zapytała.
-Jestem przyjacielem Demi.-Odpowiedziałem.
-Czego chcesz?-Ciągnęła.
-Chcę pani pomóc.-Odpowiedział.
-Nie potrzebuję pomocy.-Odpowiedziała pani Wood i chwiejnym acz zdecydowanym krokiem wyszła z domu. Demi patrzyła na zamknięte drzwi i załkała.
-Nawet w święta nie potrafi się powstrzymać.-Powiedziała cicho. Nie odezwałem się. Podszedłem do dziewczyny i przytuliłem ją. Demi z wdzięcznością wtuliła się w mój tors.
-Demi co powiesz na to żeby spędzić te święta u mnie? Przynajmniej tą końcówkę.-Zaproponowałem w przypływie nagłego olśnienia. Demi spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
-Naprawdę bym mogła?-Zapytała.
-Jasne. Weź swoje rzeczy, pogadam z rodzicami to się u na prześpisz.-Odpowiedziałem.
Po kilkunastu minutach staliśmy pod moim domem. Wszedłem do środka i krzyknąłem
-Mamy gościa!-Z jadalni wyszedł tata.
-Kogo?-Zapytał. Zza moich pleców wychyliła się Demi.
-Dobry wieczór.-Bąknęła nieśmiało.
-Tato to jest Demi. Jej matka jest, hmmm niedysponowana, a ja nie chciałem, żeby spędzała święta sama.-Powiedziałem.
-Miło mi Cię poznać.-Powiedział tata uśmiechając się miło do Demi.-Kochanie przygotuj dodatkowe nakrycie, mamy gościa.-Krzykną do mamy. W tym samym momencie z jadalni wyszła Lori.
-Część Demi.-Przywitała się i przytuliła dziewczynę. Zaprowadziliśmy ją do jadalni i usadziliśmy między sobą.
-Mamo, Demi może u nas spać?-Zapytałem z nadzieją, w końcu obiecałem to dziewczynie.
-A co się stało?-Zapytała mama patrząc na Demetrie.

-Nie ma problemu, mamy wolny pokój.-Odpowiedziała mama widocznie poruszona.
Resztę wieczoru spędziliśmy w miłej atmosferze, a ja kładąc się spać wiedziałem, ze zrobiłem coś dobrego.
Świetny blog bardzo mi się podoba i dziękuję bo wiem że czasami pewnie dużo czasu zajmuje Ci napisanie nowego rozdziału ;* Czekam na kolejne wpisy ;*
OdpowiedzUsuń